1945 - burzliwy rok w dziejach Wrocławia

Uczestnicy konferencji w Poczdamie w 1945 roku przyznali Polsce nowe ziemie na zachodzie i północy. Wcześnie tereny te należały głównie do państwa niemieckiego, a w ostatnim czasie do III Rzeszy. Zapadła również decyzja o wysiedleniu z tych ziem ludności niemieckiej i zasiedleniu ich przez ludność polską. Dla władz odradzającej się Polski było to bardzo duże wyzwanie. Musieli przeciwstawić się wieloletnim niemieckim mieszkańcom oraz zachęcić ludność z innych terenów Polski do przybycia i osiedlenia się na nieznanym Dolnym Śląsku.

Szczególnie ważne było zasiedlenie przez obywateli polskich Wrocławia, który jako duży ośrodek przemysłowy Niemiec, nastawiony był głównie na produkcję wojenną. Okres tych zmian rozpoczyna się w 1945 roku, tuż po zakończeniu II Wojny Światowej, wraz z przybyciem do Wrocławia władz polskich, zaś symbolicznie zamyka się w 1948 roku wraz z organizacją Wystawy Ziem Odzyskanych. W ciągu tych trzech lat stolica Dolnego Śląska stała się innym miastem, z nowymi - polskimi mieszkańcami. Przybywali tu z różnych stron świata, ale dopiero po pewnym czasie stawali się stałymi mieszkańcami, zżytymi z miastem i broniącymi jego interesów. Często przywozili ze sobą rodzinne tradycje i zwyczaje, które mieszając się tworzyły nowe specyficzne cechy wrocławskiej społeczności.
             
Oblężenie i kapitulacja Wrocławia

W styczniu 1945 roku ruszyła ofensywa radziecka na Wrocław. Wtedy też władze niemieckie wydały rozkaz ewakuacji miasta. Mieszkańcy, poza mężczyznami zdolnymi do walki, zostali zmuszeni do opuszczania Wrocławia za pomocą specjalnie podstawianych pociągów. Ludzie uciekali w pośpiechu zostawiając część swojego dobytku. Każdy chciał po prostu zdobyć miejsce w przepełnionym pociągu, odjeżdżającym w kierunku Saksonii lub Bawarii. Dworzec Główny i Dworzec Świebodzki były przepełnione tłumem śpieszących się ludzi.

Ilość pociągów podstawianych na wrocławskie dworce była za mała w stosunku do liczby mieszkańców Wrocławia, dlatego kierownictwo partyjne wydało następnego dnia rozkaz opuszczenie miasta na piechotę. Tysiące kobiet i dzieci, przymuszone przez oddziały NSDAP, wyruszyło ośnieżonymi i oblodzonymi drogami na zachód III Rzeszy. Na szlakach ucieczki leżały porzucone walizki, odzież oraz setki zamarzniętych niemowląt i starców. Wiele osób, mimo groźby ataku oddziałów ZSRR, zdecydowało się zawrócić do Wrocławia.

Wojska radzieckie otoczyły miasto 15 lutego 1945 roku i przekazały dowódcy oddziałów broniących miasta, gen. Hansowi von Alfenowi, wezwanie do poddania się. Rezultatem odrzucenia wezwania był atak radziecki i stopniowe zdobywanie kolejnych dzielnic miasta. Gen. Ahlfen wydał rozkaz obrony miasta do ostatniego żołnierza. Osoby opuszczające miasto samolotem miały legitymować się specjalnymi przepustkami od samego komendanta twierdzy. Zarządzono również konfiskatę wszelkich środków opałowych na terenie miasta. Ograniczono do niezbędnego minimum transport samochodowy.

W wyniku nieudolnej obrony Wrocławia gen. Alfena zastąpił bardziej doświadczony gen. Hermann Niehoff. Zmiana nie przyniosła jednak żadnych rezultatów. Broniący miasta hitlerowcy zmuszali ludność cywilną do opuszczania mieszkań, po czym wysadzali budynki, zasypując ulice gruzem. Spowalniało to atak Armii Czerwonej. Mieszkania w niewysadzonych budynkach doszczętnie palono, aby nie pozostawiać żadnej żywności dla nadchodzącego wroga.

Po utracie starego lotniska wojska niemieckie zaczęły budować nowe, przy dzisiejszym Rondzie Reagana. W tym celu wyburzono m.in. 160 budynków mieszkalnych, 2 kościoły i klasztor. Praca przynosiła wiele ofiar, gdyż teren ten był pod ciągłym ostrzałem artylerii radzieckiej.

Profesorowie Jonca i Konieczny tak charakteryzują zniszczenia w mieście: „Wprost nieobliczalne szkody wyrządziły miastu założenia taktyczne komendanta Niehoffa, których realizacja doprowadziła do zburzenia całych dzielnic mieszkaniowych i zamiany ich w rozległe pola ruin. Można przyjąć za pewnik, że śródmieście w okolicy ul. Kościuszki, Dworca Świebodzkiego, ul. gen. K. Świerczewskiego i Dworca Głównego pozostałyby do końca oblężenia niemal nienaruszone lub też szkody byłyby znacznie mniejsze, gdyby tych terenów nie dotknęła akcja niszczycielska faszystowskich Brandkommandos” [1].


Fot. http://skarbykultury.pl

Hitlerowskie oddziały broniące Wrocławia poddały się dopiero 6 maja 1945 roku. Rozbrajanie i wyprowadzanie jeńców trwało do 7 maja. Ogólny bilans strat po zakończeniu działań wojennych mówi o ocaleniu jedynie 10 tys. domów z 30 tys. przed oblężeniem. Z 658 km wrocławskich ulic około 300 km było zawalone gruzem, którego w całym mieście zalegało około 8 mln m3.  Zniszczeniu uległo 100 proc. sieci oświetleniowej, 80 proc. sieci tramwajowej i 60 proc. przemysłu z okresu przed oblężeniem.
           
Pierwsze lata po kapitulacji

Zniszczone przez walki miasto przejmował dr Bolesław Drobner, który 24 marca 1945 roku otrzymał w Krakowie nominację na prezydenta Wrocławia. Wraz z grupą 38 osób przybył do stolicy Dolnego Śląska 14 kwietnia, ale z powodu toczących się jeszcze walk musiał powrócić do Krakowa. Tam organizował grupę specjalistów, z którą powrócił 9 maja i utworzył Urząd Miasta w budynku przy ul. Poniatowskiego.

Nowe władze bardzo szybko zorganizowały służby miejskie i sprawny system przyjmowania nowych mieszkańców. Przed konferencją wielkich mocarstw w Poczdamie władze chciały zagospodarować miasto i podkreślić swą obecność. Ponieważ formalnie Wrocław ciągle jeszcze należał do Niemiec, dlatego do czasu konferencji poczdamskiej nie zorganizowano oficjalnej, masowej akcji zasiedlania miasta. Przyjeżdżali tu przede wszystkim specjaliści ściągani z Polski centralnej, powracający do kraju byli jeńcy i przymusowi robotnicy, zdemobilizowani żołnierze oraz ci, którzy w wielkim mieście zwęszyli żyłę złota, czyli pozostawione mienie poniemieckie.

W momencie przybycia władz polskich we Wrocławiu mieszkało jeszcze od 150 do 200 tys. Niemców, głównie ludzi starszych, kobiet i dzieci. W pierwszych miesiącach po wojnie do miasta przybywało jeszcze więcej Niemców niż Polaków. Wracali przymusowo ewakuowani dawni mieszkańcy, jeńcy zwalniani z niewoli oraz rodziny poszukujące swoich bliskich. Często zajmowali swoje porzucone mieszkania, próbowali dalej żyć w nie niemieckim już mieście. Pomimo tylu cierpień wojennych relacje pomiędzy mieszkającymi tu Niemcami i przybywającymi Polakami nie były bardzo napięte. Niemcy traktowani byli jako ludzie drugiej kategorii, ale częste były przypadki randkowania Polaków z Niemkami, co gorszyło opinię publiczną. Sprawę szeroko komentowała prasa.

Po konferencji poczdamskiej do Wrocławia zaczęły przybywać zorganizowane transporty polskich repatriantów. Jednak pod koniec 1945 roku wśród mieszkańców miasta było tylko 50 tys. Polaków, a Niemców co najmniej trzy razy więcej. Wrocławski Dworzec Główny był zniszczony, dlatego Polacy wysiadali na Dworcu Nadodrze i zasiedlali kamienice wokół przydworcowego skweru. Było to wówczas pierwsze powojenne centrum polskiego Wrocławia.

Pierwsi Polacy, przybywający z grupami operacyjnymi, mieli od razu zapewnioną pracę. Pozostała ludność przybywająca do miasta w pierwszych miesiącach po kapitulacji nie miała możliwości zatrudnienia lub po prostu nie chciała pracować. Wiele osób przybywało tu, aby plądrować pozostawione mieszkania i zakłady przemysłowe, w celu szybkiego wzbogacenia się. Takie działanie niewielu uważało za przestępstwo. Osoby, które chciały wzbogacać się legalnie, przejmowały opuszczone sklepy i drobne zakłady przemysłowe, próbując otworzyć własny biznes. Praca ta była na tyle intratna, że nawet ludzie zatrudnieni przy tworzeniu administracji państwowej, opuszczali stanowiska i zakładali własną działalność. Spowodowane to było ogólnym przekonaniem, że po przybyciu na Dolny Śląsk znajdzie się dobrze płatną pracę, która pozwoli na szybkie pomnożenie majątku.

Polscy pracownicy byli w gorszej sytuacji niż pracownicy pochodzenia niemieckiego, gdyż robotnik niemiecki był tańszy. Wynikało to z ogólnego przeświadczenia, że Niemcowi zatrudnionemu na tym samym stanowisku co Polak przysługuje połowa wypłaty. Bardzo popularne było zatrudnianie Niemców nawet w polskich urzędach i instytucjach, choć często nie znali oni języka polskiego. Wielu pracodawców płaciło Niemcom grosze zgarniając cały zysk dla siebie, ale np. Pafawag dawał pracownikom polskim i niemieckim takie same stawki, potrącając 50 proc. płacy Niemców na odbudowę Warszawy. Sytuację dobrze tłumaczono w felietonie z 1945 roku: „Oburzamy się, słysząc że fabryki, biura czy sklepy zatrzymują dawny niemiecki personel. Dzieje się to nie tylko dlatego, iż płaci im się mniej: oni przeważnie naprawdę pracują. A my? Przyznajmy się tak z ręką na sercu - jakże często odkładamy robotę zamiast ją porządnie wykonać. Jesteśmy na ogół zdemoralizowani łatwością zarobków wojennych” [2]. Opinie takie głosili nie tylko dziennikarze, ale także prezydent Wrocławia na posiedzeniu Komitetu Wojewódzkiego PPR.

Aby skutecznie odsyłać obywateli niemieckich do Niemiec konieczne było  zastępowania pracowników niemieckich polskimi. Działania rozpoczęto pod koniec 1945 roku. Nie było to łatwe, gdyż na Dolnym Śląsku wciąż brakowało fachowców w danych zawodach. Dlatego pracownicy niemieccy mieli najpierw wyszkolić pracowników polskich, a dopiero potem opuścić Polskę.

Fot. http://hiperrealizm.blogspot.com.

W tym celu stworzono specjalne kategorie dla zatrudnionych Niemców: kategoria I - specjaliści nie do zastąpienia w szybkim czasie, kategoria II - fachowcy zatrudnieni w specjalnie ważnych gałęziach przemysłu oraz kategoria III - pracownicy potrzebni ze względu na zachowanie ciągłości produkcji. 

Często za brak fachowców odpowiadały urzędy i instytucje. Odprawiały one osoby poszukujące pracy, gdy zatrudnienia dla nich jeszcze nie było. Znane są przypadki specjalistów pracujących w innych zawodach. Ich listę publikował „Pionier” w październiku 1945 roku, byli to: weterynarz zajmujący się handlem, inżynier architekt sprzedający perfumy czy lekarz pracujący jako zastępca kierownika Tymczasowego Zarządu Państwowego.

Aby zdobyć dobrego pracownika trzeba było znaleźć na to sposób. Jak wspomina prof. Stanisław Kulczyński z Uniwersytetu Wrocławskiego jeden z podległych mu pracowników miał następujący sposób na zdobycie dobrego fachowca spośród szabrowników: „To jest szkoła techniczna. W warsztatach leży dużo ciekawych aparatów - które nie wiem nawet do czego służą - i narzędzi, na których tylko fachowiec umie się poznać. Ja taki aparat wystawiam na ulicę, a za krzakiem stawiam akademika z pepeszą. Po taki aparat schyla się tylko znawca. Ja mam fachowców z Siemensa” [3].

Wrocław jako twierdza dobrze był zaopatrzony w żywność przez Niemców. Po zbombardowaniu portów bałtyckich przeniesiono tu centralne magazyny niemieckiej marynarki wojennej. Po kapitulacji miasto korzystało właśnie z tych zapasów, aż do września 1945 roku. Z żywności tej utrzymywano napływających Polaków oraz mieszkających tu Niemców. Dopiero od września Wrocław otrzymywał przydziały żywności od Urzędu Wojewódzkiego.

Natychmiast po przybyciu pierwszych polskich ekip zorganizowane zostały stołówki wydające śniadania, obiady i kolacje. Poza gorącymi posiłkami dawano tam także prowiant i paczki dla rodzin. Jakość posiłków była niska, ale prawie nikt nie narzekał. Chodziło po prostu o najedzenie się. Stałym elementem codziennego menu była grochówka na boczku, gdyż magazyny były przepełnione przedwojennym mięsem. Jakość tego mięsa wraz z upływem czasu stawała się coraz gorsza, co można wywnioskować z różnych artykułów prasowych z tamtych lat. Informowały one o psujących i „ruszających się” daniach podawanych na stołówkach. Lecz stołówki były podstawowym źródłem wyżywienia polskich pracowników i ich rodzin w pierwszych latach po wojnie.

W pierwszym okresie po kapitulacji nie działały ani sklepy, ani restauracje, dlatego dominował handel wymienny, a najczęstszą walutą była żywność. Miejscem, w którym za żywność można było nabyć prawie wszystko był targ przy pl. Grunwaldzkim, zwany „targiem szabrowników”. W miejscu tym sprzedawano głównie rzeczy wyniesione z porzuconych mieszkań niemieckich oraz znalezioną żywność, którą Niemcy zostawiali w dużych ilościach w czasie ewakuacji.     

Od 1 listopada 1945 roku wprowadzono we Wrocławiu rozdział żywności za pomocą kartek. Głównym dystrybutorem produktów kartkowych (czyli np. chleb, cukier, ziemniaki, mąka pszenna i sól) było „Społem”. Produkty na kartki były ograniczone ilościowo, dlatego istniał wolny rynek sprzedający te same produkty po wyższych cenach. Bywało więc tak, że brakowało jakiegoś produktu na kartki, ale w wolnej sprzedaży było go mnóstwo. Na temat wielkości przydziałów w kartkach pojawiały się także różne fraszki, np.:
„Gdy już dostał w urzędzie
Swój miesięczny przydział,
To go rano otrzymał,
A wieczorem nie widział” [4].

Rozdział żywności kartkowej funkcjonował nieprawidłowo. Po odebraniu kartek rejestrowano je w odpowiednim sklepie i kupowano, ale systematyczność realizacji była uzależniona od operatywności właściciela sklepu. Większość sklepów we Wrocławiu miała prywatnych właścicieli, którzy obsługiwali poza kolejnością znajome osoby. To oburzało mieszkańców.

Poprawa zaopatrzenia sklepów w żywność nastąpiła dopiero w 1948 roku, kiedy zaspokojono popyt na produkty mączne. Występowały jeszcze braki ziemniaków, cukru i mięsa. Władze tłumaczyły to wywozem produktów do Poznania, gdzie funkcjonowały wyższe ceny.

Przydziały kartkowe zniesiono ostatecznie 1 stycznia 1949 roku. W miejsce kartek wprowadzono odpowiednie dodatki pieniężne do pensji. Jednak z powodu dalszego braku niektórych produktów reforma ta nie poprawiła sytuacji mieszkańców.

Jadłospis przeciętnego wrocławianina był bardzo ubogi, Zarząd Miejski zaczął propagować uprawianie ogródków działkowych, a prasa publikowała rady dla gospodyń, jak prowadzić wiosenny jadłospis urozmaicony warzywami. O popularności tej idei świadczą wspomnienia jednego robotnika: „wziąłem sobie działkę we Wschodnim Parku, a owoce się wtenczas ładnie rodziły, jak wziąłem nawet dwie, bom wziął nawet dla córki, tom już miał co jeść, bo trochę chleba i parę jabłek i już byłem najedzony” [5].

Pierwsze lata po kapitulacji Wrocławia były trudnym okresem życia dla jego mieszkańców. W mieście konieczne było odbudowanie zniszczony budynków i infrastruktury. Ludzie musieli nauczyć się żyć w nowych, powojennych realiach. Wielu Wrocławian nie przetrwało tej próby i opuściło miasto. Pozostali odtworzyli zrujnowane miasto. Zagospodarowanie ziem zachodnich było ważnym, prestiżowym zadaniem. Odbudowano miasto należącego kiedyś do III Rzeszy, doszczętnie zniszczone przez broniących się Niemców, któremu nie dawano większych szans na szybki powrót do świetności.

Dzisiejszy Wrocław nie przypomina już tamtego dawnego miasta. Jednak wśród nowoczesnych budynków, oszklonych hoteli i potężnych galerii handlowych znajdują się inne, starsze obiekty, które przetrwały oblężenie i kapitulację stolicy Dolnego Śląska. Dziś świadczą one o bogatej historii miasta i obywatelskiej postawie powojennych mieszkańców.


[1] K. Jonca, A. Konieczny, Upadek Festung Breslau, Wrocław 1963, s. 211.
[2] M. Ordyłowski, Życie codzienne we Wrocławiu 1945 - 1948, Wrocław 1991, s. 47.
[3] M. Ordyłowski, op. cit., s. 52.
[4] M. Ordyłowski, op. cit., s. 82.
[5] Tamże, s. 87.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz