Przedstawiciele
służb mundurowych doszli do porozumienia z ministrem spraw wewnętrznych i administracji
Joachimem Brudzińskim. To oznacza koniec protestu policjantów. A w jego
wyniku w całej Polsce brakuje funkcjonariuszy, którzy masowo idą na zwolnienia
lekarskie. Może to powodować problemy przy zabezpieczeniu Marszu Niepodległości.
Policjanci
swój protest rozpoczęli w lipcu. Potem dołączyli do nich funkcjonariusze Straży Granicznej, Służby Więziennej, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Celno-Skarbowej. Mundurowi domagają się podwyżek w kwocie 650 złotych, emerytury po 15 latach pracy i
odmrożenia waloryzacji pensji.
Odrzucenie
przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji m.in. powrotu do
poprzedniego systemu emerytalnego wzmogło protesty w całym kraju. Obecnie na
zwolnieniach lekarskich jest co najmniej
1/3 polskich policjantów. Dlatego często występują braki personalne, a na uliczne
patrole wychodzą naczelnicy, kierownicy, a także komendanci. Na
samym Dolnym Śląsku nie pracuje ponad 40 proc. funkcjonariuszy.
Cały
protest zaognił się tuż przed obchodami setnej rocznicy odzyskania przez Polskę
niepodległości. Warszawski Marsz Niepodległości co roku zabezpieczają
funkcjonariusze z całego kraju. Tym razem może ich zabraknąć. Choć zdaniem
policji jest odpowiednia liczba funkcjonariuszy, która pozwala zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom i osobom przybyłym na marsz.
Komendant
główny policji zachęca funkcjonariuszy do pełnienia służby 11 listopada nagrodą
w wysokości 1000 złotych. Jutro posłowie wysłuchają informacji Joachima Brudzińskiego na
temat skali protestu policjantów oraz działań, jakie zamierza w tej sprawie
podjąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz